sobota, 30 maja 2015

35. Uczucia ukryte pod maską

  - Władca Nienawiści? - spytała Serena, nie przestając się bronić.
  - Nadal uważasz, że masz ze mną jakieś szanse? - zadrwił Charles.
  - Zamknij się! Demoniczny Promień! - skierowała atak na demona.
  Odium westchnął głęboko i przyjął na siebie atak. Wchłonął go swoim ciałem.
  - Niemożliwe - Dziecię Lucyfera nie wierzyło własnym oczom.
  "Czyli on potrafi wchłaniać magiczne ataki? W takim razie zaatakuję go siłą fizyczną!"
  Dziewczyna rozpostarła skrzydła i podleciała do Odiuma. Zaczęła wściekle okładać go pięściami, jakby wpadła w furię. Jednak to nawet nie zrobiło wrażenia na przeciwniku, wręcz wydawałoby się, że zrobił się jeszcze silniejszy.
  "Cholera" - Rodriguez myślała gorączkowo - "Jak on to robi? Im bardziej staram się go zranić, tym silniejszy on się staje. Nie działają ataki fizyczne ani magiczne. W takim razie muszę zaatakować osobę, która go wezwała!"
  Charles doskonale wiedział, co zamierzała zrobić Serena. Stał spokojnie i nie okazywał żadnego strachu. Dziewczyna nawet nie zdążyła się do niego dostać. Poczuła silny uścisk na nadgarstku i szarpnięcie. Z impetem uderzyła w twardą podłogę.
  - Aj... moja głowa - potarła obolałe miejsce.
  Odium złapał ją za gardło. Wszystkie siły ją opuściły. Czuła, jak unosi ją w górę. Nie mogła oddychać.
  - Ach, wydaje mi się, że oddasz się w moje ręce, moja ukochana pani - powiedział Charles niemal pieszczotliwie.
  Podszedł do demona i do dziewczyny. Odium natychmiastowo ją puścił. Serena opadła na podłogę bezwładnie i wróciła do ludzkiej postaci.
  - Jesteś naprawdę piękna, moja pani - pogładził ją dłonią po policzku - Nigdy nie chciałem, aby to się tak skończyło. Nie chciałem z tobą walczyć. Nie doszłoby do tego, gdyby twoja matka po prostu oddałaby nam swoją moc. Nie musielibyśmy wtedy zabierać jej od ciebie.
  Serena popatrzyła na niego pustym wzrokiem. Była cała obolała. Czyżby nastąpił jej koniec? Przecież nie mogła tak po prostu się poddać!
  Próbowała podnieść się z podłogi. Została jej jeszcze resztka magii i wola walki. Nie mogła jednak tego zmarnować, musiała wszystko dokładnie przemyśleć.
  - Przestań z tym walczyć, Sereno. Po prostu się poddaj, Jesteś w fatalnym położeniu. Nienawiść, którą czujesz, tylko mi pomaga.
  - Co? Dlaczego?
  - Widzisz, nie bez powodu Odium nazywany jest Władcą Nienawiści. Każdy z moich demonów czymś włada, potrafi się tym żywić. Im bardziej mnie nienawidzisz, tym więcej on ma siły.
  "A więc to tak" - Serena zamknęła oczy - "To dlatego jego moc wzrastała. I wchłaniał moje magiczne ataki dlatego, bo były wypełnione nienawiścią. Byłam taka głupia."
  - Poddaj się - dodał Charles - Nie ma już niczego, co mogłabyś zrobić. Uznaj moją siłę i poświęć się dla dobra naszej gildii.
  - Naszej? - dziewczyna zaśmiała się i uderzyła go pięścią w twarz.
  Następnie kopniakiem posłała go kilka metrów w tył. Odium automatycznie zareagował. Serena spojrzała na demona i uśmiechnęła się z wyższością. Ten natychmiast zatrzymał się. Widać było wahanie w jego oczach.
  - Wcześniej powiedziałeś, że nie należy zdradzać taktyki wrogowi, a teraz zrobiłeś to samo. Nie doceniłeś mnie. Myślałeś, że już przegrałam. Ale kiedy powiedziałeś, do czego zdolny jest ten twój przydupas... Zrozumiałam, że właściwie nie mam powodów by cię nienawidzić. Przecież nie zabiłeś moich rodziców. Dlatego twój demon jest teraz bezużyteczny.
  Wzrok Odiuma, który wcześniej wyrażał znudzenie, stał się gniewny. Musiał jednak przyznać rację dziewczynie. Skoro zabrakło źródła mocy, to nie może już nic zdziałać. Czuł, jak opuszcza go siła. Głośno westchnął i powiedział:
  - Wyszczekana z ciebie osóbka, ludzkie dziecię. Chociaż jesteś pierwszą osobą, która zdołała przełamać swoją nienawiść. Może ludzie jednak nie są tacy nudni? - na twarzy demona zawitał półuśmiech, po czym zniknął.
  Serena poczuła dumę. W końcu demony nie komplementują ludzi bez powodu.
  "Powinnam jeszcze utrzymać transformację przez jakiś czas i jeszcze mieć siłę na atak. To jedyna opcja."
  Weszła w swój waleczny tryb. Postanowiła nie atakować danym zaklęciem, ale chciała skumulować tyle energii, aby wystarczyła na pokonanie Charlesa. Pasma jej czarnych włosów uniosły się, gdy otoczyła ją ciemna poświata. Jej wróg trzymał szablę w gotowości.
  "Charles pokłada dużo zaufania w tej broni. Pewnie jest zaczarowana potężnym zaklęciem" - pomyślała Rodriguez.
  Podleciała do mężczyzny, jedną dłonią złapała jego szablę, a w drugiej formowała coś na kształt kuli, stworzonej z jej magii. Nie mogła zmarnować tej szansy.
  Charles chciał uwolnić swoją broń z jej uścisku. Pociągnął za rękojeść. Stal przecięła skórę dziewczyny, jednak ona nic sobie z tego nie robiła. Dalej trzymała ostrze i kumulowała energię.
  - Wiesz co? - spytała - Chyba wygrana należy do mnie.
  Popatrzyła na kulę szalejącej magii, potem na mężczyznę. Kiedy poczuła, że jest gotowa, zaatakowała go z całą swoją mocą, która jej pozostała. Z ust Charlesa wydobył się krzyk, kiedy magia uderzyła w jego ciało. Z mocnym impetem uderzył w ścianę korytarza i osunął się na podłogę. Strużka krwi płynęła z jego ust.
  - Prze-przegrałem...
  - Na to wygląda. Czyli w takim razie powinnam wziąć swoją nagrodę.
  Mężczyzna z trudem stanął na nogach. Chwiejnym krokiem zbliżał się do zdziwionej Sereny. Wtedy, zupełnie niespodziewanie, złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Dziewczyna poczuła metaliczny smak krwi. Otrząsnęła się i uderzyła mężczyznę w twarz.
  - D-debilu! - wrzasnęła - Zboczeńcu! Popaprańcu! Idioto! To był mój pierwszy pocałunek, chciałam go przeżyć z kimś innym! Wyrwę ci serce i rzucę na pożarcie piekielnym ogarom, przysięgam!
  - Hahaha! - zaśmiał się Charles, rozmasowując piekące miejsce na policzku - To całkiem urocze. Nie masz już niestety magii, aby spełnić tą niedorzeczną obietnicę. Jednak nie martw się. Obiecuję ci, że kiedyś jeszcze się spotkamy, Sereno Rodriguez.
  Po tych słowach opuścił dziewczynę.
  "Głupek! Najpierw chce mnie wydać swojej gildii, a teraz odprawia jakieś cyrki! Nie rozumiem."
  Podeszła do dziwnej niby-szklanej ściany. Nie zobaczyła już ostatniego spojrzenia, jakie rzucił na nią Charles, gdy odchodził.
  "Przewyższyłaś moje oczekiwania. Nie chciałem cię ranić. Chciałem pozwolić im na wyssanie z ciebie mocy, a później ochroniłbym cię przed nimi wszystkimi... zrzucając to brzemię z twoich barków. Nie zasługiwałaś na to, co cię spotkało. Tak samo jak twoi rodzice. Nadal jednak jestem "tym złym". Nie mogę zdradzić ci moich prawdziwych zamiarów, nie teraz. Być może kiedyś dowiesz się o moich uczuciach, może nie... Powinnaś jednak nadal uważać mnie za wroga. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich."

czwartek, 28 maja 2015

34. Odium

  - Nieźle kontrolujesz swoją magię, Sereno. Jestem pełen podziwu.
  Dziewczyna starała się zaatakować swojego oponenta, ale każda próba kończyła się fiaskiem. Oddychała ciężko ze zmęczenia, a jej przeciwnik stał niewzruszony, z szablą wycelowaną w jej kierunku.
  - Czemu... czemu ty... uch, uch... po tych wszystkich atakach... uch... nadal stoisz na nogach?
  - Przechodziłem coś w rodzaju spartańskiego wychowania. Już od małego wzmacniałem swoje ciało. Codziennie trenuję, czy to z bronią, czy bez. Nie masz kondycji, młoda damo. Chcesz stawać ze mną w szranki, a kilka ciosów powoduje u ciebie drastyczny spadek energii. Myślę, że wynik pojedynku jest z góry przesądzony.
  - Nie doceniasz mnie!
  - Nawet nie użyłem magii, a ty padasz ze zmęczenia. Choć jesteś Upadłym Aniołem, to jednak nie masz ze mną szans.
  - Demoniczny Promień!
  Wiązka magii wystrzeliła w Charlesa. Ten odbił ją swoją szablą. Serena syknęła ze złości. Nawet nie zadrapała go żadnym atakiem!
  "W sumie to się nie dziwię. Znam tylko dosyć słabe zaklęcia. Muszę go pokonać, żeby poznać silniejszą magię. Ale z drugiej strony, silniejsza magia przydałaby mi się w pokonaniu go. Wpadłam w błędne koło."
  Serena uważnie oceniła swoją sytuację. Charles walczył na równi z nią, chociaż jeszcze nie użył całej swojej mocy. Jeżeli naprawdę jest taki silny, dziewczyna będzie miała niemały problem. W dodatku jego szabla najwidoczniej jest zaczarowana, skoro potrafi odbijać magiczne ataki.
  "Właśnie, muszę skupić się na jego szabli."
  Szybko podbiegła do przeciwnika. Mężczyzna starał się zadać jej cios swoją bronią.
  "Czemu ona podjęła taki nieprzemyślany krok?" - pomyślał i trafił w jej ramię.
  Serena wtedy odskoczyła. Nikły uśmieszek wkradł się na jej twarz.
  - A więc to tak - powiedziała.
  Charles, w akcie zdziwienia, uniósł do góry jedną brew. Czyżby jej atak wcale nie był spontaniczny i instynktowny?
  Nie wiedział, co o tym myśleć. Został zbity z tropu. Serena wykorzystała okazję, zadając mu potężny cios pięścią w brzuch.
  - Czyżbyś opuścił gardę? - dziewczyna zaśmiała się.
  - O nie, moja droga pani. Czemuż miałbym to robić? Zabawa się dopiero rozpoczyna...

  Sho i Laxus całkiem nieźle radzili sobie z wrogami. Wzajemnie osłaniali sobie tyły. Ich współpraca była godna podziwu.
  - Dobrze sobie radzisz, dziewczynko, jednak daleko ci do mnie brakuje.
  - Co ty sobie wyobrażasz, mięśniaku?! Jestem magiem klasy S, dokładnie jak ty!
  - Chyba ślepy nadawał ci ten tytuł.
  To tylko rozdrażniło Sho. Nie wiedziała ona jednak, że właśnie to było zamiarem Zabójcy. Dzięki tym złośliwościom walczyła jeszcze lepiej, gdyż chciała pokazać się z lepszej strony. Zamieniła się w geparda, ponieważ jego szybkość ułatwiała jej unikanie ataków, a pazury i kły były dobrą bronią. Sho w swojej zwierzęcej postaci potrafiła mówić, więc powiedziała Laxusowi dobitnie:
  - Nie mam pojęcia, jakie masz o mnie zdanie. Jednak. Wiedz. Jedno - po każdym słowie zadawała cios wrogowi - Nigdy. Nie. Waż. Się. Mnie. Lekceważyć!

  - Wytłumacz mi jedno - zaczął Charles - Co miał oznaczać ten kompletnie nieprzemyślany atak?
  - Ach, czyli się nie zorientowałeś? Myślałam, że jesteś takim geniuszem - Serena zachichotała wrednie - Podeszłam tak blisko ciebie po to, aby sprawdzić, czy użyjesz na mnie jakiejś magii. Jednak ty zadawałeś mi jedynie fizyczne ataki, więc postanowiłam zaryzykować i dać się zranić, aby wyczuć możliwości twojej szabli. Tak jak myślałam, jest ona zaczarowana, ale magią obronną.
  - Czy ty naprawdę jesteś tak naiwna, czy tylko udajesz? Czemu zdradzasz taktykę przed wrogiem?
  - Skoro nie zaatakujesz mnie magią, to po co mam to ukrywać?
  - Tu się mylisz - złote oczy maga zabłyszczały złowrogo.
  Serena patrzyła na Charlesa ze zdziwieniem. Ten uśmiechnął się, jednak to już nie był taki przyjazny uśmiech jak wcześniej.
  - Wiesz, czego żałuję najbardziej? - spytał - Tego, że byłem zbyt młody, aby zabić twoich rodziców własnymi rękami.
  Dziecię Lucyfera stanęło jak wryte.
  - Tak bardzo chciałbym to zobaczyć. Zaciętą twarz twojego ojca, podczas gdy zarzynano go jak prosię. Błaganie o litość, ukryte w jego oczach. Szkarłatne strugi, płynące po całym jego ciele, które opętały konwulsje. I moment, w którym światło w jego oczach gaśnie.
  Serena oddychała ciężko. Wpatrywała się w Charlesa z chęcią mordu. Nie zraziło go to jednak i kontynuował dalej.
  - Nienawidzisz mnie, prawda? Nienawidzisz mnie za te słowa. Ale nienawidzisz także siebie - bo byłaś tylko noworodkiem, nic nie mogłaś zrobić. Jednak, szczerze mówiąc... nadal jesteś słaba. I nawet dziś nie uratowałabyś Iris i Castiela.
  Dziewczyna nie mogła już dłużej słuchać jego słów. Rzeczywiście, jej oczy płonęły czystą nienawiścią. Charles najwyraźniej właśnie tego oczekiwał. Ugryzł swojego kciuka do krwi, a następnie namalował nią jakiś bliżej niezidentyfikowany symbol na ścianie.
  - Odium, przybywaj! - podczas, gdy wymawiał te słowa, przyłożył dłoń do symbolu.
  Oczom Sereny ukazała się dziwna istota. Był to ewidentnie osobnik płci męskiej. Ubiór miał dopasowany do stroju Strażnika Tajemnicy. Jego skóra była ciemna, jego długie, blond włosy związane były w koński ogon. Miał zielone oczy, które ze znudzeniem patrzyły na Charlesa. Dziewczyna musiała przyznać, że był nawet przystojny.
  - Wzywałeś, mój panie? - zapytał Odium niskim głosem.
  - Mam dla ciebie zadanie. Widzisz tą panią? Rozkazuję ci się nią zająć.
  - Jak sobie życzysz. Obowiązkiem demona jest służyć swojemu panu.
  Odium powolnym krokiem zbliżał się do Sereny. Dziewczyna szybko zaatakowała. Na początku walka była zacięta, jednak po chwili demon zaczął zdobywać przewagę.
  "Czyżbym tak szybko traciła siły?" - pomyślała - "Nie... To jego siły wzrosły!"
  Uderzenie demona posłało ją na ścianę. Serena zacisnęła zęby.
  - Kim... ty jesteś?
  - Jam Odium. Demon, Władca Nienawiści.

piątek, 1 maja 2015

33. Zagrożenie

  - Dobra, w tej chwili gadaj kim jesteś - powiedziała Serena.
  - Ja? Ja jestem Strażnikiem Tajemnicy, miło mi.
  - Więc, co...
  Serena otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. Według legendy, członkowie tej gildii czcili Zerefa, a Dziecię Lucyfera traktowali jak boginię. A ta zakapturzona postać wyglądała podobnie, jak ci ludzie, którzy chcieli przejąć jej moc i ją zabić.
  - Czemu...? - spytała.
  - Mogłabyś sprecyzować pytanie? - zapytał tajemniczy mężczyzna.
  - Czemu... czemu chcecie mnie zabić? Nie jestem przypadkiem dla was kimś w rodzaju królowej?
  Strażnik Tajemnicy zaśmiał się serdecznie.
  - Tak było. Kiedyś. Uznaliśmy jednak, że po co czcić kogoś z wielką mocą, skoro sami możemy ją posiąść? Twoi rodzice jednak ją zapieczętowali, bo akurat wtedy musiały obudzić się w nich ludzkie uczucia... Ukryli cię u jakichś ludzi. Twoja matka popełniła samobójstwo, bo nie chciała ryzykować tym, że jej magia dostanie się w niepowołane ręce. A twój ojciec został zabity za zdradę gildii.
  - Czyli to moja matka, Iris, była Dziecięciem Lucyfera... Czy ty pomogłeś w zabójstwie mojego ojca?
  - Cóż, miałem wtedy tylko dwa lata, wszystko wiem z opowieści. Widziałem też stare akta i zdjęcia. Z tego co widzę, wyglądasz zupełnie jak twoja matka. Jedynie kolor włosów masz po ojcu.
  - Dlaczego mi to mówisz? Jesteś jednym z nich, powinieneś chcieć mnie pojmać.
  - Myślę, że powinnaś znać swoją przeszłość. W końcu czas twojej śmierci nieubłaganie się zbliża...

  - Laxus, nie możemy tam wejść. Za dużo ludzi.
  - Nie ma jak dostać się dalej?
  Dwaj magowie szeptali między sobą, stojąc w drzwiach. Korytarz doprowadził ich do innej sali, która, chociaż mniejsza niż poprzednia, nadal była dość duża. Znajdował się w niej stół, wokół którego siedzieli zakapturzeni magowie.
  - Nie - pewnie powiedziała Sho - Od razu nas wykryją.
  - Dobra, na razie nie ma co tam wchodzić. Cofnijmy się i pójdźmy pomóc Serenie. Jeżeli u niej nic nie będzie, wrócimy tutaj i... no, niestety będziemy zmuszeni trochę narozrabiać.
  - Okej. W takim razie cho... - Sho odwróciła się i ujrzała dwóch wrogów. Widać było jedynie ich usta, wykrzywione w szyderczy uśmiech.

  - Mówisz, że niedługo umrę, tak? Na pewno nie z twojej ręki, Strażniku Tajemnicy. Strzeżesz czegoś ważnego i dam głowę, że są to informacje na temat księgi i Dziecięcia Lucyfera.
  - I tu mnie masz. Zgadłaś. Jesteś naprawdę interesującą osobą. Jeśli to nie kłopot, mógłbym poznać twoje imię?
  Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę. Jeżeli poznają jej imię, o wiele łatwiej będą mogli ją znaleźć.
  - Czemu miałabym wyjawiać swoje imię komuś, kto ukrywa także swoje, a co dopiero swoją twarz?
  - To nie problem - mężczyzna zdjął kaptur - Charles Ravensword.
  Serena aż się zachłysnęła. Mężczyzna, a raczej Charles, był niesamowicie przystojny. Miał czarne włosy, długie do ramion i w lekkim nieładzie. Jego złote oczy uważnie obserwowały dziewczynę. Zrzucił z siebie pelerynę, zapewne po to, by mieć trochę większą swobodę ruchu. Rodriguez mogła ujrzeć jego ubranie. Było naprawdę eleganckie, idealnie pasowało do wystroju gildii. Do pasa przymocowana była szabla.
  - Skoro już wiesz, z kim masz do czynienia, byłbym zaszczycony, gdybym mógł poznać i twoje nazwisko - ukłonił się lekko, kładąc dłoń na swojej piersi.
  Dziecię Lucyfera myślało gorączkowo.
  "Nie mogę być taka głupia! Chociaż... w sumie Fairy Tail jest bardzo potężną gildią. W razie czego pomogliby mi w walce. I tak nie mam nic do stracenia."
  - Dobra! Poznaj imię dziewczyny, która zmiecie tą gildię w proch! Poznaj swoją panią, którą powinieneś czcić! Nazywam się Serena Rodriguez!
  Po tych słowach dziewczyna przeszła transformację i rzuciła się na Charlesa. Chciała uderzyć go pięścią, ale ten zatrzymał ją dłonią. Serena odskoczyła.
  - W takim razie bardzo mi miło - rzekł Strażnik Tajemnicy nieco kpiącym tonem - Uważam jednak, że pani powinna lepiej traktować swojego sługę.
  Wyciągnął szablę zza pasa i skierował ją w stronę Sereny, po czym powiedział:
  - Zgaduję, że bardzo chciałabyś się dowiedzieć, co znajduje się za Ścianą Prawdy. Proponuję więc mały zakład. Jeżeli wygrasz, pozwolę ci przejść i uznam twą siłę. A jeśli to ja zwyciężę, oddasz się w ręce naszej gildii i przekażesz nam swoją moc.
  - Ryzykowny zakład. Jednak zgadzam się. Pokaż mi co potrafisz, Charlesie.

  - A co to za towarzystwo? - spytał jeden z wrogich magów.
  - O nie! - pisnęła Sho.
  Wróg kopnął ją w brzuch, posyłając ją do sali. Sho zaparła się nogami. Laxus skrzyżował ręce na piersi. Otoczyły go pioruny, jeden trafił w zakapturzonych magów. Następnie Smoczy Zabójca podbiegł do towarzyszki i stanął obok niej. Odwrócili się do siebie plecami, tym samym mając widok na całą salę.
  - Po tej niefortunnej przemianie w mojego dziadka, teraz masz szansę naprawdę zabłysnąć. Pokaż na co cię stać, Sho!
  Dziewczynie mocniej zabiło serce. Pierwszy raz Laxus powiedział do niej po imieniu.
  - Zrobię co w mojej mocy, Laxusie! Jedziemy!

Strony