- Dobra, w tej chwili gadaj kim jesteś - powiedziała Serena.
- Ja? Ja jestem Strażnikiem Tajemnicy, miło mi.
- Więc, co...
Serena otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. Według legendy, członkowie tej gildii czcili Zerefa, a Dziecię Lucyfera traktowali jak boginię. A ta zakapturzona postać wyglądała podobnie, jak ci ludzie, którzy chcieli przejąć jej moc i ją zabić.
- Czemu...? - spytała.
- Mogłabyś sprecyzować pytanie? - zapytał tajemniczy mężczyzna.
- Czemu... czemu chcecie mnie zabić? Nie jestem przypadkiem dla was kimś w rodzaju królowej?
Strażnik Tajemnicy zaśmiał się serdecznie.
- Tak było. Kiedyś. Uznaliśmy jednak, że po co czcić kogoś z wielką mocą, skoro sami możemy ją posiąść? Twoi rodzice jednak ją zapieczętowali, bo akurat wtedy musiały obudzić się w nich ludzkie uczucia... Ukryli cię u jakichś ludzi. Twoja matka popełniła samobójstwo, bo nie chciała ryzykować tym, że jej magia dostanie się w niepowołane ręce. A twój ojciec został zabity za zdradę gildii.
- Czyli to moja matka, Iris, była Dziecięciem Lucyfera... Czy ty pomogłeś w zabójstwie mojego ojca?
- Cóż, miałem wtedy tylko dwa lata, wszystko wiem z opowieści. Widziałem też stare akta i zdjęcia. Z tego co widzę, wyglądasz zupełnie jak twoja matka. Jedynie kolor włosów masz po ojcu.
- Dlaczego mi to mówisz? Jesteś jednym z nich, powinieneś chcieć mnie pojmać.
- Myślę, że powinnaś znać swoją przeszłość. W końcu czas twojej śmierci nieubłaganie się zbliża...
- Laxus, nie możemy tam wejść. Za dużo ludzi.
- Nie ma jak dostać się dalej?
Dwaj magowie szeptali między sobą, stojąc w drzwiach. Korytarz doprowadził ich do innej sali, która, chociaż mniejsza niż poprzednia, nadal była dość duża. Znajdował się w niej stół, wokół którego siedzieli zakapturzeni magowie.
- Nie - pewnie powiedziała Sho - Od razu nas wykryją.
- Dobra, na razie nie ma co tam wchodzić. Cofnijmy się i pójdźmy pomóc Serenie. Jeżeli u niej nic nie będzie, wrócimy tutaj i... no, niestety będziemy zmuszeni trochę narozrabiać.
- Okej. W takim razie cho... - Sho odwróciła się i ujrzała dwóch wrogów. Widać było jedynie ich usta, wykrzywione w szyderczy uśmiech.
- Mówisz, że niedługo umrę, tak? Na pewno nie z twojej ręki, Strażniku Tajemnicy. Strzeżesz czegoś ważnego i dam głowę, że są to informacje na temat księgi i Dziecięcia Lucyfera.
- I tu mnie masz. Zgadłaś. Jesteś naprawdę interesującą osobą. Jeśli to nie kłopot, mógłbym poznać twoje imię?
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę. Jeżeli poznają jej imię, o wiele łatwiej będą mogli ją znaleźć.
- Czemu miałabym wyjawiać swoje imię komuś, kto ukrywa także swoje, a co dopiero swoją twarz?
- To nie problem - mężczyzna zdjął kaptur - Charles Ravensword.
Serena aż się zachłysnęła. Mężczyzna, a raczej Charles, był niesamowicie przystojny. Miał czarne włosy, długie do ramion i w lekkim nieładzie. Jego złote oczy uważnie obserwowały dziewczynę. Zrzucił z siebie pelerynę, zapewne po to, by mieć trochę większą swobodę ruchu. Rodriguez mogła ujrzeć jego ubranie. Było naprawdę eleganckie, idealnie pasowało do wystroju gildii. Do pasa przymocowana była szabla.
- Skoro już wiesz, z kim masz do czynienia, byłbym zaszczycony, gdybym mógł poznać i twoje nazwisko - ukłonił się lekko, kładąc dłoń na swojej piersi.
Dziecię Lucyfera myślało gorączkowo.
"Nie mogę być taka głupia! Chociaż... w sumie Fairy Tail jest bardzo potężną gildią. W razie czego pomogliby mi w walce. I tak nie mam nic do stracenia."
- Dobra! Poznaj imię dziewczyny, która zmiecie tą gildię w proch! Poznaj swoją panią, którą powinieneś czcić! Nazywam się Serena Rodriguez!
Po tych słowach dziewczyna przeszła transformację i rzuciła się na Charlesa. Chciała uderzyć go pięścią, ale ten zatrzymał ją dłonią. Serena odskoczyła.
- W takim razie bardzo mi miło - rzekł Strażnik Tajemnicy nieco kpiącym tonem - Uważam jednak, że pani powinna lepiej traktować swojego sługę.
Wyciągnął szablę zza pasa i skierował ją w stronę Sereny, po czym powiedział:
- Zgaduję, że bardzo chciałabyś się dowiedzieć, co znajduje się za Ścianą Prawdy. Proponuję więc mały zakład. Jeżeli wygrasz, pozwolę ci przejść i uznam twą siłę. A jeśli to ja zwyciężę, oddasz się w ręce naszej gildii i przekażesz nam swoją moc.
- Ryzykowny zakład. Jednak zgadzam się. Pokaż mi co potrafisz, Charlesie.
- A co to za towarzystwo? - spytał jeden z wrogich magów.
- O nie! - pisnęła Sho.
Wróg kopnął ją w brzuch, posyłając ją do sali. Sho zaparła się nogami. Laxus skrzyżował ręce na piersi. Otoczyły go pioruny, jeden trafił w zakapturzonych magów. Następnie Smoczy Zabójca podbiegł do towarzyszki i stanął obok niej. Odwrócili się do siebie plecami, tym samym mając widok na całą salę.
- Po tej niefortunnej przemianie w mojego dziadka, teraz masz szansę naprawdę zabłysnąć. Pokaż na co cię stać, Sho!
Dziewczynie mocniej zabiło serce. Pierwszy raz Laxus powiedział do niej po imieniu.
- Zrobię co w mojej mocy, Laxusie! Jedziemy!
Hahaha, zapowiada sie naprawdę bekowo, ale i będzie się działo. Lasux i Sho są cudni, a Serena musi pokonać przystojniaka.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział ^W^ nie mogę się doczekać walki Sereny :D
OdpowiedzUsuń