czwartek, 30 lipca 2015

38. Czas na zmiany

  - Dobra, dzisiaj jest czas, abym w końcu zajęła się tą szkatułką - Serena była bardzo zmotywowana.
  Lucy właśnie wyszła spod prysznica. Popatrzyła na współlokatorkę i powiedziała:
  - Nie! Zajmiesz się tym potem! Teraz mamy coś innego do roboty.
  - Co? To jest priorytet! Co może być ważniejsze w tej chwili? - zdziwiła się dziewczyna.
  - Dziś musimy pójść na jakąś misję!
  - Ale jak to?
  - Muszę zapłacić swój czynsz. A ty pójdziesz na tą misję ze mną, ponieważ nie zamierzam utrzymywać nas obie. I tak robiłam to przez długi czas.
  - No tak. Rozumiem cię. Cóż, w takim razie szkatułka jeszcze sobie tu postoi.
  Nagle dziewczyny usłyszały czyjeś chrapanie. Zaczęły rozglądać się z zaniepokojeniem. Dźwięk był dobrze słyszalny, jednak nigdzie nie było widać źródła. Lucy zajrzała pod łóżko.
  - Natsu! - krzyknęła i wyciągnęła go za nogę.
  Ten podskoczył jak oparzony. Najwyraźniej myślał, że to był atak jakiegoś wroga, bo miotał płomieniem na wszystkie strony. Skończyło się to tym, że podpalił ręcznik na głowie Lucy. Blondynka zaczęła wrzeszczeć i biegać po całym pokoju.
  - O nie, trzeba to ugasić - panikowała Serena.
  - Aye! - Happy wyczołgał się spod łóżka.
  - Ty też tu jesteś???
  Lucy pobiegła do łazienki, wrzuciła płonący ręcznik do wanny i zalała go wodą. Odetchnęła z ulgą.
  "Jestem pewna, że przyczyną mojej śmierci będzie głupota Natsu" - zaraz jednak pokręciła głową - "Nie, przez Natsu kiedyś zginą wszyscy mieszkańcy miasta."

  Lucy i Serena stały przed tablicą z zadaniami. Dumały nad tym, które chciałyby wykonać. Natsu już wcześniej zadeklarował, że chciałby iść z nimi, bo on i Lucy zawsze chodzili razem na misje.
  - Witajcie, wybieracie się na jakąś misję? - spytała Tytania, stając koło dziewczyn.
  - Witaj, Erzo - uśmiechnęła się Serena - Tak, zamierzamy zarobić trochę kasy.
  - Ach, właśnie, są jakieś oferty mieszkań? Znalazłaś coś dla siebie? - zapytała Lucy.
  - Jeszcze nie. Ale wolałabym kupić coś swojego, zamiast wynajmować.
  - Masz zamiar wyprowadzić się od Lucy? - zdziwiła się Erza.
  - Yhym. Lucy chciała jedynie, abym dołożyła się do wydatków, ale uznałam, że to najwyższy czas, aby na coś zapracować.
  - Popieram twoją postawę. Wybiorę się z wami na tą misję. I zabiorę Graya i Wendy.
  - Co? - Serena powiedziała z zaskoczeniem - Przecież wtedy na misję pójdzie sześciu ludzi. Licząc Exceedy, to ośmiu. W życiu nie uzbieram całej kasy, jeżeli po każdej misji będziemy dzielić nagrodę na osiem osób!
  - To w takim razie weźmy dobrze płatną pracę!
  - Dzięki za chęci, ale jednak wolałabym nie - Serena zaśmiała się serdecznie - Lepiej być w jakiejś mniejszej grupie.
  - Ach, rozumiem.
  Dziecię Lucyfera wróciło do przeglądania ofert pracy. Zaintrygowało ją jedno ogłoszenie - misja warta osiemdziesiąt milionów kryształów! Polegała ona na tym, aby znaleźć rzadkie ziele, które potrzebne jest do wyleczenia dziecka pewnego bogacza.
  "Nie dziwię się, że jest tak dobrze płatna, skoro typ jest nadziany. Super, biorę to!"
  Dziewczyna wzięła ogłoszenie i zaczęła szukać wzrokiem Sho. Darrow siedziała przy stole z Gajeelem i zawzięcie o czymś dyskutowali. Podeszła do nich.
  - Hej, Sho!
  - O, cześć! - uśmiechnęła się.
  - Co powiesz na dzień wolnego od tych wszystkich mistycznych zagadek? Chcesz zarobić?
  - No pewnie, muszę opłacić jakoś swoje mieszkanie!
  - To... Nawet ty masz mieszkanie???
  - No jasne! Przed dołączeniem do Fairy Tail byłam przecież członkinią Phantom Lord, musiałam więc gdzieś mieszkać.
  - Okej, rozumiem. Chciałam cię spytać... Tyle razem przeszłyśmy, że w sumie stałaś się dla mnie kimś w rodzaju najbliższej przyjaciółki. Chcesz być razem ze mną w drużynie?
  Sho spojrzała na Serenę rozczulonym wzrokiem.
  - JASNE, ŻE CHCĘ! - rzuciła się na szyję Rodriguez.
  - Cieszę się, Sho... Ale... Rozluźnij ten morderczy uścisk...
  - Hę? No tak, sorki.
  - Dziękuję.
  Dziewczyny właśnie zdały sobie sprawę, że Gajeel śmieje się wniebogłosy.
  - O rany! - krzyczał rozbawiony - To jest nawet lepsze niż melodramat!
  Przyjaciółki wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.

  - Pfepfasam, to se juf ne poftósy - powiedział z trudem zmasakrowany Redfox.
  Serena i Sho odeszły od niego, podskakując wesoło. Potem zaczęły omawiać swoje zadanie. Uznały, że pójdą tylko we dwie.
  Zakomunikowały Mirajane, że idą na misję, po czym wyszły z gildii. Obie były w bojowych nastrojach.
  - Mam straszną ochotę skopać kilka tyłków! - powiedziała Sho, po czym zaczęła "bić" powietrze dla podkreślenia swoich słów.
  - Przecież niedawno skopałyśmy Gajeela - zachichotała Serena.
  - To była tylko rozgrzewka! Mam ochotę na prawdziwą walkę!
  Obie szły, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Rodriguez czuła, że może w pełni zaufać towarzyszce. Wszystkie wcześniejsze wątpliwości zostały rozwiane. Miała wrażenie, jakby znała Sho od małego. Choć strasznie się różniły, to doskonale czuły się w swoim towarzystwie.
  - W sumie... - zaczęła Sho - zawsze strasznie zastanawiało mnie, dlaczego jesteś taka... ech... Dlaczego wtedy zdołałaś być taka opanowana?
  - Chodzi ci o akcję z Laxusem? Wiesz, byłam wychowywana przez magów, uczyli mnie powagi i chłodnej kalkulacji w różnych sytuacjach.
  - Jak to? O ile się nie mylę, to jeszcze wtedy nie wiedziałaś o swojej mocy.
  - Heh, po prostu nie wiesz o mnie wszystkiego - tajemniczo uśmiechnęła się Rodriguez - Kiedy byłam jeszcze malutka, to strasznie zazdrościłam mocy moim rodzicom. Czułam się inna, gorsza, bo nie miałam czegoś, co mieli oni. Opowiadali mi wiele przygód ze swojej młodości, kiedy to oni sami wypełniali misje w gildii i ratowali ludziom życia. Też chciałam być bohaterką. Kiedy mama się o tym dowiedziała, zaproponowała mi zostanie lekarzem. Oczywiście, to nie to samo, co posługiwanie się potężną mocą, ale można ocalić trochę istnień.
  - Ooooo, no to grubo. Jednak ja nie chciałabym wysłuchiwać narzekań pacjentów na to, że ich brzuszek boli albo coś. Zwłaszcza dzieci. Brrr, to dopiero masakra. Rozpłacze ci się taki podczas, nie wiem, zastrzyku. Chyba pocięłabym się skalpelem.
  - Przesadzasz - dziewczyna próbowała zachować powagę, jednak mimowolnie zachichotała.
  Rozmowy zeszły na mniej poważne tematy. Przyjaciółki opowiadały o sobie, co lubiły, czego nie - ot, żeby się lepiej poznać. Nawet nie zauważyły, kiedy znalazły się u celu podróży.
  Stały przed dosyć ładną rezydencją. Zapukały do drzwi.
  Otworzył im wysoki, siwy mężczyzna. Wiadomym było, że jest on kamerdynerem. Był wyraźnie zdziwiony pojawieniem się dziewcząt, gdyż nie oczekiwał dziś żadnych gości. Jednak wszystko zrozumiał, gdy zobaczył znaki Fairy Tail.
  - Ach, magowie - powiedział - Wejdźcie i podążajcie za mną..
  Jak powiedział, tak zrobiły. Rezydencja była naprawdę piękna i pełna przepychu.
  - Łaaał, typ musi być obrzydliwie bogaty - szepnęła Sho.
  Serena gestem nakazała jej ciszę. Darrow westchnęła tylko i razem poszły do wielkiego salonu, w którym siedział mężczyzna po trzydziestce.
  - Nareszcie - ów człowiek pospiesznie wstał z kanapy - Proszę... uratujcie moje dziecko...
  Mężczyzna padł przed dziewczynami na kolana i zaniósł się płaczem. Przyjaciółki były zaskoczone jego zachowaniem - osoby jego pokroju raczej nie pozwalały sobie na płaszczenie się przed kimkolwiek. Jego miłość do syna musiała być naprawdę wielka.
  - Oczywiście, że to zrobimy, w końcu po to tu jesteśmy - Sho wyprostowała się dumnie.
  - Proszę się uspokoić i wdać nas w szczegóły sytuacji - dodała Serena.
  Szloch ustał. Mężczyzna lekko skinął, po czym nakazał wszystkim usiąść na kanapie. Polecił służącemu przynieść coś do picia, po czym zaczął mówić.

sobota, 6 czerwca 2015

37. Walka z czasem

  Serena patrzyła na szlochającą przyjaciółkę, trzymającą w ramionach ciało Laxusa.
  - Laxus... on... - słowa nie mogły przejść przez gardło Sho.
  Krztusiła się ona własnymi łzami. Wyglądała, jakby dostała jakiegoś ataku. Rodriguez nie mogła patrzeć na nią w tym stanie. Nie mogła patrzeć na leżące ciała. Chciała zniknąć.
  Podeszła do Smoczego Zabójcy z zamiarem sprawdzenia jego pulsu.
  - On żyje. Jeszcze. Mogę wyczuć słabe tętno. Musimy się pospieszyć.
  Zastanawiała się gorączkowo, co mogą zrobić w tej sytuacji. Nic nie przychodziło jej do głowy. Była bezsilna.
  W pewnej chwili Sho ucichła. Serena popatrzyła na jej twarz. Jej oczy były całkowicie puste. Patrzyła na ciało swego ukochanego spojrzeniem bez wyrazu. Otworzyła usta. Serena spodziewała się jakiegoś pomysłu na uratowanie go, czegokolwiek.
  Zamiast tego usłyszała najpiękniejszy śpiew ze wszystkich, jakich dotąd słuchała. Głos Sho był smutny i przejmujący. Serena zamknęła oczy i wsłuchiwała się w melodię.
  "Sho śpiewa jak syrena... Ta piosenka idealnie brzmi jako kołysanka..."
  Po chwili rozszerzyła oczy ze zdumienia. Jak mogła w ogóle o czymś takim pomyśleć?
  "Nie!" - przepędziła ponure myśli - "Żadna kołysanka! Laxus przeżyje! Musi!"
  Rozejrzała się po pomieszczeniu. Poszukiwała kogoś w pełni przytomnego. Jej uwagę przykuła blondynka o kręconych włosach, która patrzyła na Sho nienawistnym wzrokiem. Serena podeszła do niej.
  - Ty! - wskazała na blondynkę - Musisz nam pomóc! Nasz kompan umiera! Wykaż się odrobiną empatii i powiedz nam jak to odwrócić!
  - Po tej całej masakrze, jaką zafundowała nam ta debilka, ja mam wam jeszcze pomagać? Też mam ukochanego, który przez nią jest w krytycznym stanie! - dziewczyna spojrzała na mężczyznę obok niej.
  - Jeśli nam pomożesz, uratuję go!
  - Chyba śnisz, nie dam się nabrać!
  Serena westchnęła. Starła z policzka własną łzę i wtarła ją w głęboką ranę mężczyzny, która natychmiast zaczęła się zasklepiać. Blondynka nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła.
  - Teraz mi pomożesz? - zapytała Rodriguez niecierpliwie.
  Dziewczyna uważnie spojrzała na swojego ukochanego, który nareszcie oddychał miarowo. Odwróciła się w stronę Sereny i skinęła głową. Podeszła do Laxusa i Sho, która dalej śpiewała pod nosem. Gdy jednak spróbowała dotknąć ciała Smoczego Zabójcy, Darrow zaczęła krzyczeć. Serena szybko uspokoiła przyjaciółkę:
  - Spokojnie, nic się nie dzieje, ona chce nam tylko pomóc!
  "To na nic, ona nadal się miota. Mam nadzieję, że Laxus nie umrze, bo jeszcze wpadnie w jakąś depresję."
  Blondynka położyła dłonie na młodym Dreyarze, aby odwrócić zaklęcie.
  - Ten typ został zaatakowany jedną z naszych najsilniejszych trucizn. To zaklęcie na początku powoduje paraliż całego ciała, a następnie stopniowo spowalnia funkcje życiowe. Macie szczęście, jeszcze trochę i nie byłoby czego ratować.
  Sho, słysząc te słowa, trochę się opanowała. Jej ciemne oczy z nadzieją wpatrywały się w blondynkę, która po chwili skończyła i otarła pot z czoła.
  - Gotowe.
  Po tych słowach tajemnicza dziewczyna podeszła do swojego ukochanego i z uśmiechem pogładziła go po twarzy, mówiąc do Sereny:
  - To był jedyny raz, kiedy oddaję wam jakąkolwiek przysługę - spochmurniała - Następnym razem was zniszczę za to, co zrobiłyście z gildią. Nic was nie uratuje - pomogła mężczyźnie wstać i razem wyszli z pomieszczenia.
  Sho rzuciła się w kierunku Laxusa i zaczęła potrząsać jego ramionami. Kiedy nie reagował, zrobiła to samo, ale trochę mocniej. Nic.
  - N-nie rozumiem - szepnęła - Mówiła, że... że...
  Dziewczyna oparła swoje czoło o czoło Zabójcy Smoków i zaczęła cicho łkać.
  - Laxus... Laxus! Nie opuszczaj mnie... Proszę... Kocham cię...
  - Dzieciaku, rusz się... I nie rycz, przecież żyję...
  Darrow aż się zachłysnęła. Na początku zakryła usta dłońmi. Potem zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała przed chwilą i zrobiła się czerwona jak burak. Zauważyła jednak, że Laxus nie zachowuje się inaczej. Może nie usłyszał? Dziewczyna poczuła ulgę. Jej ukochany żyje. Znowu zaczęła płakać, tym razem jednak ze szczęścia.
  Policzki Sereny też świeciły od łez. Rodriguez przechyliła głowę i z szerokim uśmiechem powiedziała:
  - Stary... jak dobrze widzieć cię wśród żywych. Napędziłeś nam stracha.
  - Rany, tyle krzyku o... CO TU SIĘ STAŁO?!
  Mężczyzna dopiero teraz zauważył krew i ciała magów Lethal Poison.
  - Spokojnie - Sho otarła łzy - Trochę ich zmasakrowałam, ale nikogo nie zabiłam. Kilku ludzi może być w krytycznym stanie... Ale to ich wina!
  - Jezu, cieszę się, że tak to się skończyło - Serena odetchnęła.
  - Ja też - Sho nieumyślnie wysmarkała się w koszulę Laxusa, który nie był zadowolony z tego faktu, ale nie powiedział nic. Zamiast tego zapytał się Sereny:
  - Mamy to, po co tu przyszliśmy?
  - Ta - pokazała im szkatułkę - Wracajmy.

  W gildii opowiedzieli wszystkim o tym, co zaszło. Mistrz Makarov wyglądał, jakby był bliski zawału, gdy mówili o poświęceniu Laxusa. Smoczy Zabójca Błyskawic nawet nie słuchał opowieści, siedział w odosobnieniu. Serena wykorzystała to, że Sho wkręciła się w opowiadanie i podeszła do mężczyzny.
  - Laxus. Wtedy, gdy odzyskałeś przytomność... Słyszałeś?
  Doskonale wiedziała, że rozumiał, co miała na myśli. Mówiła oczywiście o spontanicznym i niespodziewanym wyznaniu Sho. Dreyar tylko skinął głową. Serena kontynuowała:
  - I co? Zamierzasz tak to po prostu zostawić? Ona myśli, że nic nie słyszałeś.
  - Niech na razie tak myśli.
  - Co z tobą nie tak? - Rodriguez z wyrzutem patrzyła na rywala.
  - Jestem człowiekiem, który woli wszystko przeanalizować. Sho wykazała się odwagą i walecznością, to prawda, ale to nadal dzieciak...
  Serena ze złości walnęła pięścią w stół. Mężczyzna spojrzał na nią, zdziwiony. Dziewczyna odetchnęła głęboko, chcąc się uspokoić. Uśmiechnęła się lekko.
  - Laxusie Dreyarze. Może zamiast patrzenia na Sho przez ten pryzmat, powinieneś dostrzec w niej... kobietę?
  Po tych słowach odeszła. Laxus chwilę zastanowił się nad sensem tych słów, a potem spojrzał w stronę roześmianej Darrow.

  Serena i Sho wspólnie siedziały przy stole. Dziecię Lucyfera wolało na razie nie wspominać o tej krótkiej rozmowie z Laxusem.
  - Serenaaaa - zaczęła Sho - Przepraszam za moje zachowanie na misji. Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
  - To pewnie przez twój charakter. Jesteś strasznie narwana, więc to normalne, że reagujesz gwałtownie. Ja jestem bardziej spokojnym typem, więc udało mi się zachować zimną krew. Po prostu musisz się nauczyć panować nad emocjami. Ale teraz o tym nie myśl. Wiesz co? Mam pomysł!
  Serena podbiegła do Natsu i... związała go. Potem jeszcze do tego zakneblowała.
  - Co robisz? - zdziwiła się Darrow - Zachowaj swoje zboczenia dla siebie, naoglądałaś się "Pięćdziesięciu twarzy Greya"?
  - Że ja? - znikąd pojawił się Gray.
  - NIE! NIE O TO MI CHODZI! - żachnęła się Rodriguez - Zrobiłam to, by nie przeszkadzał.
  - W czym? - Sho była popychana przez przyjaciółkę na scenę.
  Po chwili w jej ręce znalazł się mikrofon. Zrozumiała intencje Sereny.
  - Haloooooo! Chciałabym coś powiedzieć! - oznajmiło Dziecię Lucyfera - Mam dla was coś, czego kompletnie się nie spodziewaliście! - wskazała na uśmiechniętą Sho, która kiwnęła głową.
  Zaczęła śpiewać. Członkowie gildii wyglądali jak oczarowani. Jedynie Gajeel patrzył na to z miną typu: "I tak jestem lepszy".
  Serena zatopiła się we własnych myślach, słuchając tej pięknej melodii. Osiągnęła swój cel. Zdobyła szkatułkę. Nie chciała jednak psuć sobie tym krwi, nie dzisiaj. Jutro się tym zajmie. Ale teraz...
  Zamknęła oczy. Teraz zamierza wsłuchiwać się w triumfalną pieśń Sho.

środa, 3 czerwca 2015

36. Przodkini

  Serena stała przed niby-szklaną ścianą, zastanawiając się nad tym, co ma teraz zrobić. Rozwalić? Czym? Nie miała już magii. Rozejrzała się po korytarzu. Wzięła jakiś obraz i zaczęła uderzać nim w powierzchnię ściany. Po chwili płótno leżało na ziemi, a w rękach zostały jej kawałki popękanej ramy.
  "To nie był najlepszy pomysł. Dlaczego nie poprosiłam Charlesa o jakąś instrukcję obsługi?" - w akcie desperacji dziewczyna kopnęła w przeszkodę.
  Poskutkowało to tylko niestety kolejnym obrażeniem. Cała stopa zaczęła pulsować bólem.
  - Ugh! Ta ściana jest mocna! - syczała Rodriguez przez zaciśnięte zęby - Nie mam przy sobie niestety żadnego diamentu, żeby przeciąć szkło. A nawet jeśli bym miała, zapewne by to nie poskutkowało. Jeśli ściana jest uodporniona magią, to jestem w kropce. Ewidentnie wyczuwam jakąś energię.
  Dziewczyna czuła się bezsilna. Położyła dłoń na powierzchni przeszkody.
  - Zasoby magii mi się wyczerpały. Nie mogę nawet wyzwolić głupiej aury! I co ja mam zrobić?
  - Ludzkie dziecię, nie ma potrzeby panikować.
  Odwróciła się i ujrzała znajome, znudzone oczy.
  - Odium? Czy ty nie zniknąłeś? Przecież Charles też już nie ma magicznej mocy, nie mógł cię przywołać.
  - Nie musi koniecznie mnie przywoływać, jestem na tyle potężny, że potrafię zrobić to sam.
  - Czyli z tobą jest tak samo, jak z Gwiezdnymi Duchami?
  - Nie porównuj mnie do tych słabych istot.
  - Nazywasz je słabymi? - Serena uśmiechnęła się prowokująco - Przecież to ty nie mogłeś nic zrobić, kiedy odebrałam ci źródło twojej mocy.
  Odium popatrzył na dziewczynę z miną mówiącą: "Jeszcze jedno słowo, a skończysz z połamaną ramą od obrazu wbitą w serce." Serena to zrozumiała i przeszła do konkretów.
  - Powiedz mi w takim razie, co jest powodem twojego pojawienia się tu.
  - Hmm... Można uznać to za zadośćuczynienie. Ponadto dowód uznania twojej siły.
  - Łał, super, dzięki! Na pewno twoja obecność mi się przyda - słychać było w jej głosie wyraźny sarkazm.
  - Nie skończyłem - zirytował się demon - Nie masz już ani trochę magii, aby coś zdziałać ze Ścianą Prawdy. Mogę coś na to poradzić. Kiedy walczyliśmy, wchłonąłem twój magiczny atak, twoją moc. Póki nie mam źródła mocy - nienawiści - nie mogę uwolnić magii. Ale u każdej magicznej istoty wyczuwana jest aura, jak pewnie wiesz. Jeśli ściana wyczuje aurę twojej magii, coś może się stać.
  Serena stała chwilę z autentycznym zaskoczeniem na twarzy.
  - O tym nie pomyślałam. Nieźle to wykombinowałeś. Spróbujmy.
  Razem podeszli do Ściany Prawdy. Serena wyczekująco spojrzała na Odiuma, który położył ręce na jej powierzchni. Oboje czekali w napięciu. Przez pewien czas nic się nie działo. Dziewczyna prawie straciła nadzieję, jednak Odium powiedział:
  - Czuję coś. Jakieś wibracje.
  - Wibracje? - zdziwiła się Serena - Jakie wib...
  Powierzchnia ściany zaczęła falować niczym woda. Serena i jej towarzysz cofnęli się o krok. Ich oczom zaczęła ukazywać się jakaś postać. To jednak nie było najdziwniejsze...
  - Co do...? - Rodriguez zaczęła się trząść - Czemu... czemu ten ktoś jest... wewnątrz ściany?
  - Mnie nie pytaj. Charles był Strażnikiem Tajemnicy i chronił Ścianę, ale nawet on nie znał jej właściwości. Nikt ich nie znał. Założyciele tej gildii zabrali ten sekret do grobu.
  Tajemnicza postać okazała się być kobietą. Była całkiem naga, jednak z jej twarzy nie można było wyczytać zażenowania. Serena spojrzała z ciekawością na Odiuma, ale on nie wykazywał żadnego zainteresowania kobiecym ciałem.
  - Czyżbym po tylu latach spotkała Dziecię Lucyfera? Podejdź chłopcze.
  Serena chciała zaprotestować. Odium podszedł do kobiety. Rodriguez właśnie otworzyła usta, jednak kobieta powiedziała:
  - Nie jesteś Dziecięciem Lucyfera. Nie masz tych oczu. Kim jesteś?
  - To ja! To ja nim jestem! - powiedziała Serena.
  - W takim razie podejdź.
  Dziewczyna spełniła prośbę i spojrzała w oczy kobiety.
  - Wszystko się zgadza. Twoje oczy... tak, to ty.
  - Moje oczy? Co z nimi nie tak?
  - Nie zauważyłaś? Są takie same jak moje.
  Serena przyjrzała się dokładniej i przyznała tajemniczej kobiecie rację - ich oczy były dokładnie takie same. Nagle coś zrozumiała.
  - Czyli ty też jesteś...?
  - Tak, jestem taka sama jak ty. A mówiąc ściślej - jestem Pierwszą. Jak ci na imię?
  - Serena. Serena Rodriguez. Chwila... skoro jesteś Pierwszą... Czy...
  - Tak. Ode mnie pochodzą wszystkie Upadłe Anioły. Kim jest ten młodzieniec obok ciebie?
  - To... to jest demon.
  - Rozumiem - kobieta przyjrzała mu się dokładnie - Jednak nie jesteś demonem z księgi Zerefa. Znam aurę jego magii, a od ciebie wyczuwam coś zupełnie innego.
  - Co? - zdziwiła się Serena - To są jeszcze jakieś inne demony oprócz tych od Zerefa?
  - Tak - Odium odpowiedział z niewzruszonym wyrazem twarzy - Jestem odmieńcem. Tak samo jak reszta sługusów Charlesa. Wszyscy byliśmy kiedyś ludźmi i czuliśmy pociąg do czarnej magii. Jednak byliśmy zbyt słabi... Ta magia zapanowała nad nami i staliśmy się potworami. Nic już nie pamiętamy ze swojego ludzkiego życia. Wiemy jedynie to, że kiedyś interesowało nas jedynie zniszczenie, aż nie zostaliśmy zapieczętowani w innym wymiarze. Jeśli ktoś jest dość silny, potrafi pojawić się w ludzkim świecie z własnej woli, jednak zwykle stawiamy się tu przez przywołanie. Wtedy nie tracimy dodatkowej energii. Więc wybacz, ale muszę cię opuścić, moja moc się kończy.
  Po tych słowach demon zniknął. Serena zaciekawiła się jego opowieścią. Chciała wiedzieć więcej na ten temat, ale póki co, miała inną sprawę do załatwienia.
  - Więc, czego ode mnie chcesz? - spytała kobiety.
  - Ja? To ty mnie przywołałaś.
  - Ach, no tak. Chciałabym, abyś dała mi dostęp do rzeczy, których chronisz.
  - Dobrze - zgodziła się Pierwsza - Jest tylko jedna rzecz, którą musisz zrobić.

  Sho i Laxus zaczynali się męczyć. Ta gildia liczyła sobie wielu członków, do tego bardzo silnych, więc ich zadanie było bardzo utrudnione. Mieli jeszcze dość zapasów magii, więc przez jakiś czas mogli stawiać opór.
  - Czemu Serena jeszcze nie wraca? - Sho zaczynała się niecierpliwić - Albo coś znalazła, albo ma poważne kłopoty.
  - Musisz także wziąć pod uwagę najgorsze - Laxus oddychał ciężko - Być może nawet nie ży...
  - Powiedz jeszcze jedno słowo, a odetnę ci język i zszyję usta. Serena nie da się zabić byle komu. Zaraz tu wróci, wierzę w to!
  Sho przemieniła się w ogromnego węża. Machnięciem ogona powaliła kilku delikwentów. Choć martwiła się o przyjaciółkę, to nie chciała dopuścić do siebie żadnej złej myśli. Za bardzo jednak zagłębiła się w swoich zmartwieniach, bo poczuła czyjąś magię, która trafiła w jej gadzie ciało. Sprawiło to, że powróciła do ludzkiej postaci.
  - Sho! - krzyknął Laxus.
  Mężczyzna zasłonił ją, chroniąc przed kolejnym atakiem. Padł na podłogę.
  - LAXUUUUUUUUS! - to był najbardiej przeraźliwy wrzask, jaki kiedykolwiek wydała z siebie Sho. Momentalnie podbiegła do swego obrońcy. Nie ruszał się.
  Darrow ogarnęła furia. Sama nawet nie wiedziała, w jakie zwierzę się zmieniła, chciała tylko pokonać jak największą ilość swoich wrogów.
  - NIE WYBACZĘ WAM TEGO! NIE WYBACZĘ!

  - Co mam zrobić? - spytała Serena.
  - Musisz pokazać mi, że jesteś godna. Potrzebuję twojej krwi.
  - Ja... no, okej - dziewczyna rozejrzała się - Ale czym mam się zranić? Nie chcę brać odłamków ramy, bo mogą zostać drzazgi.
  - W takim razie użyj zębów.
  - Co? Zwariowałaś? Co ja, wampir masochista?
  - To dowodzi po prostu, że nie jesteś w stanie zrobić wszystkiego dla skarbów, które się tu kryją. I przypominam ci, że mówisz do swojej przodkini, więc zmień ten ton.
  - Ugh - Serena spojrzała na swoją dłoń - To najdziwniejsza rzecz, jaką zrobię w moim życiu.
  Rodriguez wbiła zęby w miejsce pod kciukiem i zasyczała z bólu. Szkarłatna strużka spłynęła po jej dłoni.
  - Super, stałam się prawie-kanibalem. Co mam teraz zrobić?
  - Przyłóż do powierzchni Ściany.
  Serena spełniła rozkaz. Pierwsza wyciągnęła rękę, zupełnie jakby chciała ją dotknąć. Ściana wchłonęła krew Dziecięcia Lucyfera. Kobieta dotknęła cieczy i posmakowała jej.
  - Masz wielki potencjał. I dobre serce. Jesteś godna tego, co się tu znajduje.
  - Potrafisz coś takiego??? Dzięki mojej krwi wiesz jaka jestem???
  - Lata praktyki - kobieta uśmiechnęła się i jednym gestem sprawiła, że Ściana Prawdy rozstąpiła się.
  Serena niepewnie weszła do środka. Było tam tylko coś w rodzaju gabloty, w której znajdowała się dość duża szkatułka. Dziewczyna wzięła ją.
  - Ty masz czego chciałaś, ale ja także. Znalazłam godnego następcę. Już nie muszę strzec tego miejsca, więc je opuszczam. Cieszę się, że cię poznałam, Sereno. Jesteś moim Dziedzictwem, zawsze o tym pamiętaj.
  Po tych słowach kobieta zniknęła. Serena zdołała wyszeptać jedynie ciche: "Dziękuję".
  Nagle ściany gildii zatrzęsły się. Szklany żyrandol zadygotał niebezpiecznie.
  - O nie! Sho i Laxus! Przez to wszystko zupełnie o nich zapomniałam! - kurczowo trzymając szkatułkę, pobiegła w kierunku miejsca, gdzie powinni znajdować się jej przyjaciele.
  Serena była zmartwiona, że magowie mogą być w niebezpieczeństwie. Czuła się bezsilna, bo nie miała już ani trochę magicznej mocy. Obawiała się, że nie pomoże w walce z wrogami.
  Weszła do pomieszczenia, gdzie powinni być jej przyjaciele i... zamarła.
  Wszystkie stoły były poprzewracane, ozdoby leżały na podłodze. Wszędzie było widać nieruchome ciała. W niektórych miejscach były nawet spore kałuże krwi. Serena zatkała dłońmi usta, zrobiło jej się niedobrze.
  Jej uwagę przykuła dziewczyna, która klęczała na podłodze.
  - Sho? Co ty tu...
  Zamarła. Ujrzała nieruchome ciało Laxusa. Poczuła dreszcze. Serce waliło jej jak młotem, patrząc na tą makabryczną scenę. Podeszła do przyjaciółki i ujrzała smugi krwi na jej twarzy. Mieszały się one z łzami, które płynęły z jej granatowych oczu.
  - Laxus... on...

sobota, 30 maja 2015

35. Uczucia ukryte pod maską

  - Władca Nienawiści? - spytała Serena, nie przestając się bronić.
  - Nadal uważasz, że masz ze mną jakieś szanse? - zadrwił Charles.
  - Zamknij się! Demoniczny Promień! - skierowała atak na demona.
  Odium westchnął głęboko i przyjął na siebie atak. Wchłonął go swoim ciałem.
  - Niemożliwe - Dziecię Lucyfera nie wierzyło własnym oczom.
  "Czyli on potrafi wchłaniać magiczne ataki? W takim razie zaatakuję go siłą fizyczną!"
  Dziewczyna rozpostarła skrzydła i podleciała do Odiuma. Zaczęła wściekle okładać go pięściami, jakby wpadła w furię. Jednak to nawet nie zrobiło wrażenia na przeciwniku, wręcz wydawałoby się, że zrobił się jeszcze silniejszy.
  "Cholera" - Rodriguez myślała gorączkowo - "Jak on to robi? Im bardziej staram się go zranić, tym silniejszy on się staje. Nie działają ataki fizyczne ani magiczne. W takim razie muszę zaatakować osobę, która go wezwała!"
  Charles doskonale wiedział, co zamierzała zrobić Serena. Stał spokojnie i nie okazywał żadnego strachu. Dziewczyna nawet nie zdążyła się do niego dostać. Poczuła silny uścisk na nadgarstku i szarpnięcie. Z impetem uderzyła w twardą podłogę.
  - Aj... moja głowa - potarła obolałe miejsce.
  Odium złapał ją za gardło. Wszystkie siły ją opuściły. Czuła, jak unosi ją w górę. Nie mogła oddychać.
  - Ach, wydaje mi się, że oddasz się w moje ręce, moja ukochana pani - powiedział Charles niemal pieszczotliwie.
  Podszedł do demona i do dziewczyny. Odium natychmiastowo ją puścił. Serena opadła na podłogę bezwładnie i wróciła do ludzkiej postaci.
  - Jesteś naprawdę piękna, moja pani - pogładził ją dłonią po policzku - Nigdy nie chciałem, aby to się tak skończyło. Nie chciałem z tobą walczyć. Nie doszłoby do tego, gdyby twoja matka po prostu oddałaby nam swoją moc. Nie musielibyśmy wtedy zabierać jej od ciebie.
  Serena popatrzyła na niego pustym wzrokiem. Była cała obolała. Czyżby nastąpił jej koniec? Przecież nie mogła tak po prostu się poddać!
  Próbowała podnieść się z podłogi. Została jej jeszcze resztka magii i wola walki. Nie mogła jednak tego zmarnować, musiała wszystko dokładnie przemyśleć.
  - Przestań z tym walczyć, Sereno. Po prostu się poddaj, Jesteś w fatalnym położeniu. Nienawiść, którą czujesz, tylko mi pomaga.
  - Co? Dlaczego?
  - Widzisz, nie bez powodu Odium nazywany jest Władcą Nienawiści. Każdy z moich demonów czymś włada, potrafi się tym żywić. Im bardziej mnie nienawidzisz, tym więcej on ma siły.
  "A więc to tak" - Serena zamknęła oczy - "To dlatego jego moc wzrastała. I wchłaniał moje magiczne ataki dlatego, bo były wypełnione nienawiścią. Byłam taka głupia."
  - Poddaj się - dodał Charles - Nie ma już niczego, co mogłabyś zrobić. Uznaj moją siłę i poświęć się dla dobra naszej gildii.
  - Naszej? - dziewczyna zaśmiała się i uderzyła go pięścią w twarz.
  Następnie kopniakiem posłała go kilka metrów w tył. Odium automatycznie zareagował. Serena spojrzała na demona i uśmiechnęła się z wyższością. Ten natychmiast zatrzymał się. Widać było wahanie w jego oczach.
  - Wcześniej powiedziałeś, że nie należy zdradzać taktyki wrogowi, a teraz zrobiłeś to samo. Nie doceniłeś mnie. Myślałeś, że już przegrałam. Ale kiedy powiedziałeś, do czego zdolny jest ten twój przydupas... Zrozumiałam, że właściwie nie mam powodów by cię nienawidzić. Przecież nie zabiłeś moich rodziców. Dlatego twój demon jest teraz bezużyteczny.
  Wzrok Odiuma, który wcześniej wyrażał znudzenie, stał się gniewny. Musiał jednak przyznać rację dziewczynie. Skoro zabrakło źródła mocy, to nie może już nic zdziałać. Czuł, jak opuszcza go siła. Głośno westchnął i powiedział:
  - Wyszczekana z ciebie osóbka, ludzkie dziecię. Chociaż jesteś pierwszą osobą, która zdołała przełamać swoją nienawiść. Może ludzie jednak nie są tacy nudni? - na twarzy demona zawitał półuśmiech, po czym zniknął.
  Serena poczuła dumę. W końcu demony nie komplementują ludzi bez powodu.
  "Powinnam jeszcze utrzymać transformację przez jakiś czas i jeszcze mieć siłę na atak. To jedyna opcja."
  Weszła w swój waleczny tryb. Postanowiła nie atakować danym zaklęciem, ale chciała skumulować tyle energii, aby wystarczyła na pokonanie Charlesa. Pasma jej czarnych włosów uniosły się, gdy otoczyła ją ciemna poświata. Jej wróg trzymał szablę w gotowości.
  "Charles pokłada dużo zaufania w tej broni. Pewnie jest zaczarowana potężnym zaklęciem" - pomyślała Rodriguez.
  Podleciała do mężczyzny, jedną dłonią złapała jego szablę, a w drugiej formowała coś na kształt kuli, stworzonej z jej magii. Nie mogła zmarnować tej szansy.
  Charles chciał uwolnić swoją broń z jej uścisku. Pociągnął za rękojeść. Stal przecięła skórę dziewczyny, jednak ona nic sobie z tego nie robiła. Dalej trzymała ostrze i kumulowała energię.
  - Wiesz co? - spytała - Chyba wygrana należy do mnie.
  Popatrzyła na kulę szalejącej magii, potem na mężczyznę. Kiedy poczuła, że jest gotowa, zaatakowała go z całą swoją mocą, która jej pozostała. Z ust Charlesa wydobył się krzyk, kiedy magia uderzyła w jego ciało. Z mocnym impetem uderzył w ścianę korytarza i osunął się na podłogę. Strużka krwi płynęła z jego ust.
  - Prze-przegrałem...
  - Na to wygląda. Czyli w takim razie powinnam wziąć swoją nagrodę.
  Mężczyzna z trudem stanął na nogach. Chwiejnym krokiem zbliżał się do zdziwionej Sereny. Wtedy, zupełnie niespodziewanie, złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Dziewczyna poczuła metaliczny smak krwi. Otrząsnęła się i uderzyła mężczyznę w twarz.
  - D-debilu! - wrzasnęła - Zboczeńcu! Popaprańcu! Idioto! To był mój pierwszy pocałunek, chciałam go przeżyć z kimś innym! Wyrwę ci serce i rzucę na pożarcie piekielnym ogarom, przysięgam!
  - Hahaha! - zaśmiał się Charles, rozmasowując piekące miejsce na policzku - To całkiem urocze. Nie masz już niestety magii, aby spełnić tą niedorzeczną obietnicę. Jednak nie martw się. Obiecuję ci, że kiedyś jeszcze się spotkamy, Sereno Rodriguez.
  Po tych słowach opuścił dziewczynę.
  "Głupek! Najpierw chce mnie wydać swojej gildii, a teraz odprawia jakieś cyrki! Nie rozumiem."
  Podeszła do dziwnej niby-szklanej ściany. Nie zobaczyła już ostatniego spojrzenia, jakie rzucił na nią Charles, gdy odchodził.
  "Przewyższyłaś moje oczekiwania. Nie chciałem cię ranić. Chciałem pozwolić im na wyssanie z ciebie mocy, a później ochroniłbym cię przed nimi wszystkimi... zrzucając to brzemię z twoich barków. Nie zasługiwałaś na to, co cię spotkało. Tak samo jak twoi rodzice. Nadal jednak jestem "tym złym". Nie mogę zdradzić ci moich prawdziwych zamiarów, nie teraz. Być może kiedyś dowiesz się o moich uczuciach, może nie... Powinnaś jednak nadal uważać mnie za wroga. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich."

czwartek, 28 maja 2015

34. Odium

  - Nieźle kontrolujesz swoją magię, Sereno. Jestem pełen podziwu.
  Dziewczyna starała się zaatakować swojego oponenta, ale każda próba kończyła się fiaskiem. Oddychała ciężko ze zmęczenia, a jej przeciwnik stał niewzruszony, z szablą wycelowaną w jej kierunku.
  - Czemu... czemu ty... uch, uch... po tych wszystkich atakach... uch... nadal stoisz na nogach?
  - Przechodziłem coś w rodzaju spartańskiego wychowania. Już od małego wzmacniałem swoje ciało. Codziennie trenuję, czy to z bronią, czy bez. Nie masz kondycji, młoda damo. Chcesz stawać ze mną w szranki, a kilka ciosów powoduje u ciebie drastyczny spadek energii. Myślę, że wynik pojedynku jest z góry przesądzony.
  - Nie doceniasz mnie!
  - Nawet nie użyłem magii, a ty padasz ze zmęczenia. Choć jesteś Upadłym Aniołem, to jednak nie masz ze mną szans.
  - Demoniczny Promień!
  Wiązka magii wystrzeliła w Charlesa. Ten odbił ją swoją szablą. Serena syknęła ze złości. Nawet nie zadrapała go żadnym atakiem!
  "W sumie to się nie dziwię. Znam tylko dosyć słabe zaklęcia. Muszę go pokonać, żeby poznać silniejszą magię. Ale z drugiej strony, silniejsza magia przydałaby mi się w pokonaniu go. Wpadłam w błędne koło."
  Serena uważnie oceniła swoją sytuację. Charles walczył na równi z nią, chociaż jeszcze nie użył całej swojej mocy. Jeżeli naprawdę jest taki silny, dziewczyna będzie miała niemały problem. W dodatku jego szabla najwidoczniej jest zaczarowana, skoro potrafi odbijać magiczne ataki.
  "Właśnie, muszę skupić się na jego szabli."
  Szybko podbiegła do przeciwnika. Mężczyzna starał się zadać jej cios swoją bronią.
  "Czemu ona podjęła taki nieprzemyślany krok?" - pomyślał i trafił w jej ramię.
  Serena wtedy odskoczyła. Nikły uśmieszek wkradł się na jej twarz.
  - A więc to tak - powiedziała.
  Charles, w akcie zdziwienia, uniósł do góry jedną brew. Czyżby jej atak wcale nie był spontaniczny i instynktowny?
  Nie wiedział, co o tym myśleć. Został zbity z tropu. Serena wykorzystała okazję, zadając mu potężny cios pięścią w brzuch.
  - Czyżbyś opuścił gardę? - dziewczyna zaśmiała się.
  - O nie, moja droga pani. Czemuż miałbym to robić? Zabawa się dopiero rozpoczyna...

  Sho i Laxus całkiem nieźle radzili sobie z wrogami. Wzajemnie osłaniali sobie tyły. Ich współpraca była godna podziwu.
  - Dobrze sobie radzisz, dziewczynko, jednak daleko ci do mnie brakuje.
  - Co ty sobie wyobrażasz, mięśniaku?! Jestem magiem klasy S, dokładnie jak ty!
  - Chyba ślepy nadawał ci ten tytuł.
  To tylko rozdrażniło Sho. Nie wiedziała ona jednak, że właśnie to było zamiarem Zabójcy. Dzięki tym złośliwościom walczyła jeszcze lepiej, gdyż chciała pokazać się z lepszej strony. Zamieniła się w geparda, ponieważ jego szybkość ułatwiała jej unikanie ataków, a pazury i kły były dobrą bronią. Sho w swojej zwierzęcej postaci potrafiła mówić, więc powiedziała Laxusowi dobitnie:
  - Nie mam pojęcia, jakie masz o mnie zdanie. Jednak. Wiedz. Jedno - po każdym słowie zadawała cios wrogowi - Nigdy. Nie. Waż. Się. Mnie. Lekceważyć!

  - Wytłumacz mi jedno - zaczął Charles - Co miał oznaczać ten kompletnie nieprzemyślany atak?
  - Ach, czyli się nie zorientowałeś? Myślałam, że jesteś takim geniuszem - Serena zachichotała wrednie - Podeszłam tak blisko ciebie po to, aby sprawdzić, czy użyjesz na mnie jakiejś magii. Jednak ty zadawałeś mi jedynie fizyczne ataki, więc postanowiłam zaryzykować i dać się zranić, aby wyczuć możliwości twojej szabli. Tak jak myślałam, jest ona zaczarowana, ale magią obronną.
  - Czy ty naprawdę jesteś tak naiwna, czy tylko udajesz? Czemu zdradzasz taktykę przed wrogiem?
  - Skoro nie zaatakujesz mnie magią, to po co mam to ukrywać?
  - Tu się mylisz - złote oczy maga zabłyszczały złowrogo.
  Serena patrzyła na Charlesa ze zdziwieniem. Ten uśmiechnął się, jednak to już nie był taki przyjazny uśmiech jak wcześniej.
  - Wiesz, czego żałuję najbardziej? - spytał - Tego, że byłem zbyt młody, aby zabić twoich rodziców własnymi rękami.
  Dziecię Lucyfera stanęło jak wryte.
  - Tak bardzo chciałbym to zobaczyć. Zaciętą twarz twojego ojca, podczas gdy zarzynano go jak prosię. Błaganie o litość, ukryte w jego oczach. Szkarłatne strugi, płynące po całym jego ciele, które opętały konwulsje. I moment, w którym światło w jego oczach gaśnie.
  Serena oddychała ciężko. Wpatrywała się w Charlesa z chęcią mordu. Nie zraziło go to jednak i kontynuował dalej.
  - Nienawidzisz mnie, prawda? Nienawidzisz mnie za te słowa. Ale nienawidzisz także siebie - bo byłaś tylko noworodkiem, nic nie mogłaś zrobić. Jednak, szczerze mówiąc... nadal jesteś słaba. I nawet dziś nie uratowałabyś Iris i Castiela.
  Dziewczyna nie mogła już dłużej słuchać jego słów. Rzeczywiście, jej oczy płonęły czystą nienawiścią. Charles najwyraźniej właśnie tego oczekiwał. Ugryzł swojego kciuka do krwi, a następnie namalował nią jakiś bliżej niezidentyfikowany symbol na ścianie.
  - Odium, przybywaj! - podczas, gdy wymawiał te słowa, przyłożył dłoń do symbolu.
  Oczom Sereny ukazała się dziwna istota. Był to ewidentnie osobnik płci męskiej. Ubiór miał dopasowany do stroju Strażnika Tajemnicy. Jego skóra była ciemna, jego długie, blond włosy związane były w koński ogon. Miał zielone oczy, które ze znudzeniem patrzyły na Charlesa. Dziewczyna musiała przyznać, że był nawet przystojny.
  - Wzywałeś, mój panie? - zapytał Odium niskim głosem.
  - Mam dla ciebie zadanie. Widzisz tą panią? Rozkazuję ci się nią zająć.
  - Jak sobie życzysz. Obowiązkiem demona jest służyć swojemu panu.
  Odium powolnym krokiem zbliżał się do Sereny. Dziewczyna szybko zaatakowała. Na początku walka była zacięta, jednak po chwili demon zaczął zdobywać przewagę.
  "Czyżbym tak szybko traciła siły?" - pomyślała - "Nie... To jego siły wzrosły!"
  Uderzenie demona posłało ją na ścianę. Serena zacisnęła zęby.
  - Kim... ty jesteś?
  - Jam Odium. Demon, Władca Nienawiści.

piątek, 1 maja 2015

33. Zagrożenie

  - Dobra, w tej chwili gadaj kim jesteś - powiedziała Serena.
  - Ja? Ja jestem Strażnikiem Tajemnicy, miło mi.
  - Więc, co...
  Serena otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. Według legendy, członkowie tej gildii czcili Zerefa, a Dziecię Lucyfera traktowali jak boginię. A ta zakapturzona postać wyglądała podobnie, jak ci ludzie, którzy chcieli przejąć jej moc i ją zabić.
  - Czemu...? - spytała.
  - Mogłabyś sprecyzować pytanie? - zapytał tajemniczy mężczyzna.
  - Czemu... czemu chcecie mnie zabić? Nie jestem przypadkiem dla was kimś w rodzaju królowej?
  Strażnik Tajemnicy zaśmiał się serdecznie.
  - Tak było. Kiedyś. Uznaliśmy jednak, że po co czcić kogoś z wielką mocą, skoro sami możemy ją posiąść? Twoi rodzice jednak ją zapieczętowali, bo akurat wtedy musiały obudzić się w nich ludzkie uczucia... Ukryli cię u jakichś ludzi. Twoja matka popełniła samobójstwo, bo nie chciała ryzykować tym, że jej magia dostanie się w niepowołane ręce. A twój ojciec został zabity za zdradę gildii.
  - Czyli to moja matka, Iris, była Dziecięciem Lucyfera... Czy ty pomogłeś w zabójstwie mojego ojca?
  - Cóż, miałem wtedy tylko dwa lata, wszystko wiem z opowieści. Widziałem też stare akta i zdjęcia. Z tego co widzę, wyglądasz zupełnie jak twoja matka. Jedynie kolor włosów masz po ojcu.
  - Dlaczego mi to mówisz? Jesteś jednym z nich, powinieneś chcieć mnie pojmać.
  - Myślę, że powinnaś znać swoją przeszłość. W końcu czas twojej śmierci nieubłaganie się zbliża...

  - Laxus, nie możemy tam wejść. Za dużo ludzi.
  - Nie ma jak dostać się dalej?
  Dwaj magowie szeptali między sobą, stojąc w drzwiach. Korytarz doprowadził ich do innej sali, która, chociaż mniejsza niż poprzednia, nadal była dość duża. Znajdował się w niej stół, wokół którego siedzieli zakapturzeni magowie.
  - Nie - pewnie powiedziała Sho - Od razu nas wykryją.
  - Dobra, na razie nie ma co tam wchodzić. Cofnijmy się i pójdźmy pomóc Serenie. Jeżeli u niej nic nie będzie, wrócimy tutaj i... no, niestety będziemy zmuszeni trochę narozrabiać.
  - Okej. W takim razie cho... - Sho odwróciła się i ujrzała dwóch wrogów. Widać było jedynie ich usta, wykrzywione w szyderczy uśmiech.

  - Mówisz, że niedługo umrę, tak? Na pewno nie z twojej ręki, Strażniku Tajemnicy. Strzeżesz czegoś ważnego i dam głowę, że są to informacje na temat księgi i Dziecięcia Lucyfera.
  - I tu mnie masz. Zgadłaś. Jesteś naprawdę interesującą osobą. Jeśli to nie kłopot, mógłbym poznać twoje imię?
  Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę. Jeżeli poznają jej imię, o wiele łatwiej będą mogli ją znaleźć.
  - Czemu miałabym wyjawiać swoje imię komuś, kto ukrywa także swoje, a co dopiero swoją twarz?
  - To nie problem - mężczyzna zdjął kaptur - Charles Ravensword.
  Serena aż się zachłysnęła. Mężczyzna, a raczej Charles, był niesamowicie przystojny. Miał czarne włosy, długie do ramion i w lekkim nieładzie. Jego złote oczy uważnie obserwowały dziewczynę. Zrzucił z siebie pelerynę, zapewne po to, by mieć trochę większą swobodę ruchu. Rodriguez mogła ujrzeć jego ubranie. Było naprawdę eleganckie, idealnie pasowało do wystroju gildii. Do pasa przymocowana była szabla.
  - Skoro już wiesz, z kim masz do czynienia, byłbym zaszczycony, gdybym mógł poznać i twoje nazwisko - ukłonił się lekko, kładąc dłoń na swojej piersi.
  Dziecię Lucyfera myślało gorączkowo.
  "Nie mogę być taka głupia! Chociaż... w sumie Fairy Tail jest bardzo potężną gildią. W razie czego pomogliby mi w walce. I tak nie mam nic do stracenia."
  - Dobra! Poznaj imię dziewczyny, która zmiecie tą gildię w proch! Poznaj swoją panią, którą powinieneś czcić! Nazywam się Serena Rodriguez!
  Po tych słowach dziewczyna przeszła transformację i rzuciła się na Charlesa. Chciała uderzyć go pięścią, ale ten zatrzymał ją dłonią. Serena odskoczyła.
  - W takim razie bardzo mi miło - rzekł Strażnik Tajemnicy nieco kpiącym tonem - Uważam jednak, że pani powinna lepiej traktować swojego sługę.
  Wyciągnął szablę zza pasa i skierował ją w stronę Sereny, po czym powiedział:
  - Zgaduję, że bardzo chciałabyś się dowiedzieć, co znajduje się za Ścianą Prawdy. Proponuję więc mały zakład. Jeżeli wygrasz, pozwolę ci przejść i uznam twą siłę. A jeśli to ja zwyciężę, oddasz się w ręce naszej gildii i przekażesz nam swoją moc.
  - Ryzykowny zakład. Jednak zgadzam się. Pokaż mi co potrafisz, Charlesie.

  - A co to za towarzystwo? - spytał jeden z wrogich magów.
  - O nie! - pisnęła Sho.
  Wróg kopnął ją w brzuch, posyłając ją do sali. Sho zaparła się nogami. Laxus skrzyżował ręce na piersi. Otoczyły go pioruny, jeden trafił w zakapturzonych magów. Następnie Smoczy Zabójca podbiegł do towarzyszki i stanął obok niej. Odwrócili się do siebie plecami, tym samym mając widok na całą salę.
  - Po tej niefortunnej przemianie w mojego dziadka, teraz masz szansę naprawdę zabłysnąć. Pokaż na co cię stać, Sho!
  Dziewczynie mocniej zabiło serce. Pierwszy raz Laxus powiedział do niej po imieniu.
  - Zrobię co w mojej mocy, Laxusie! Jedziemy!

czwartek, 30 kwietnia 2015

32. Lethal Poison

  - Gdzie ty coś widzisz? - spytała Sho - Tu niczego nie ma.
  - Ale powinno być - zaprotestowała Serena.
  - Nie dramatyzuj, tylko się skup - Laxus przewrócił oczami - To jest w pewnym sensie twoja gildia. Musisz jakoś wyczuwać jej magię.
  "Facet ma rację" - pomyślała Rodriguez.
  Zamknęła oczy. Na początku nie czuła nic. Próbowała się skupić. W końcu uwagę jej zwróciły pewne specyficzne drgania powietrza. Nie, nie powietrza. To była jakaś magia. Najwyraźniej ją wołała.
  - Czuję coś - przyznała Serena - Jest blisko.
  Nadal z zamkniętymi oczami, szła w kierunku przywołującej ją magii. Nim się spostrzegła, natrafiła dłonią na coś twardego. Głaz.
  - Ta magia wydobywa się stąd. I jest mroczna.
  - Łaaaał - w głosie Sho dało się wyczuć sarkazm - Przeszliśmy taki kawał drogi, aby znaleźć złowrogi kamień. Wspaniale.
  - Nie. To nie to... Ten kamień coś... chroni.
  Serena oglądała głaz ze wszystkich stron. Nie widziała nic dziwnego. Jednego jednak była pewna. Ta tajemnicza magia ją wołała. Dziewczyna postanowiła odpowiedzieć na to wołanie.
  Skupiła trochę mocy magicznej w swojej dłoni, którą otoczyła czarna poświata. Przyłożyła ją do kamienia i...
  "Kto jest wrogiem, który będzie pokonany jako ostatni?"
  - Aaaa! - Serena odskoczyła od głazu - Ten kamień do mnie mówi!
  - Co? Ja nic nie słyszałem - Laxus zmarszczył brwi.
  - O nie! Złowrogi kamień przemówił! - Sho dalej robiła sobie żarty - Co mi powiesz, złowrogi kamieniu? - teatralnie przyłożyła rękę do ucha.
  - To nie jest śmieszne - Serena przełknęła ślinę - Ten kamień na serio coś do mnie powiedział... Nie zwróciłam uwagi na jego słowa, byłam trochę zszokowana. Ale posłucham go jeszcze raz.
  Dziewczyna ponownie uwolniła moc i przyłożyła dłoń do kamienia. Po raz drugi rozległ się tajemniczy głos.
  "Kto jest wrogiem, który będzie pokonany jako ostatni?"
  Serenie te słowa coś przypominały. Wytężyła umysł, aby domyśleć się, co to było. To było w jakiś sposób powiązane z jej przybranymi rodzicami.
  "O co chodzi?" - pomyślała - "Wiem, że znam odpowiedź..."
  Olśniło ją. Otworzyła szeroko oczy, aby po chwili znów je zmrużyć. Pamiętała.
  Jej mama często dzieliła się z nią poznanymi cytatami i sentencjami. Przekazywała jej różne poznane przez siebie mądrości. Ten cytat też się tam znajdował. Wrogiem, który będzie pokonany jako ostatni, jest...
  - Śmierć - powiedziała Serena.
  Wtedy głaz się przesunął. Oczom magów ukazało się zejście w głąb ziemi.
  - Dobra, teraz to mnie trochę zamurowało - przyznała Sho.
  - Jak to zrobiłaś? - zdziwił się Laxus.
  - Nieważne - szepnęła Serena i dodała głośniej - Wchodzimy. Trzymajcie się w ukryciu i bądźcie cicho.
  Magowie zeszli po kamiennych schodach. Korytarz był dosyć ciasny i oświetlony masą pochodni. Serena czuła się jak w klatce. W razie czego, droga ucieczki była tylko jedna.
  Szli tak jeszcze przez chwilę, aż doszli do masywnych drzwi.
  - No świetnie - marudziła Sho.
  - Przygotujcie się - powiedziała pewnie Rodriguez - Jeśli ktoś za nimi jest, to nie będzie zbyt przyjemnie.
  Przełknęła ślinę i popchnęła drzwi. Ostrożnie zajrzała do środka. Pomieszczenie było puste. Znaleźli się w jakiejś sali. Nie wyglądała ona jednak jak w typowej gildii. Ściany były szmaragdowo zielone, całe w złotych, ozdobnych ornamentach. Wszystko było oświetlone dzięki żyrandolowi ze świeczkami. Przed magami znajdowały się dwa korytarze.
  - No nie - jęknęła Serena - Chyba musimy się rozdzielić.
  - Jak to? - zdziwiła się Sho - Przecież chyba możesz nadal wyczuć tą magię, tak?
  - Ale ta magia nie musi koniecznie oznaczać, że znajdę coś, co powie mi o moim pochodzeniu. Równie dobrze może pochodzić od członków tej gildii.
  - Okej. To może ja pójdę z Laxusiem, a ty pójdziesz sama? Jesteś silna, więc powinnaś sobie poradzić.
  - Laxusiem?! - obruszył się mężczyzna.
  - Nie ma sprawy - Serena się zgodziła - Wejdę w korytarz po prawej, wy pójdźcie na lewo. I jeszcze jedno - mocno przytuliła towarzyszy - Uważajcie na siebie.
  - Jesteśmy magami klasy S, skopiemy tyłek komu trzeba, nie musisz się martwić - Darrow puściła oko przyjaciółce.
  - Świetnie. Starajcie się jednak nie ujawniać. Walczcie tylko w ostateczności. No to... do dzieła.
  Dziewczyna weszła w korytarz po prawej. Wystrój za bardzo nie różnił się od tego w wielkiej sali. Rozglądała się wokół, jednak nic nie przykuło jej uwagi.
  Bała się. Zawsze była osobą, która boi się nieznanego. Jeśli jej życie było spokojne, nienawidziła tego zmieniać. Ale bezczynne stanie w miejscu nie pomoże jej w znalezieniu silniejszej magii.
  "Potraktuj to jako grę" - mówiła do siebie w myślach - "Jeśli zdobędziesz to, czego szukasz, wygrasz ją. Jeżeli coś jednak pójdzie nie tak..."
  Potrząsnęła głową. Nie chciała nawet dopuszczać do siebie takiej myśli. Była wściekła na siebie, bo strach przejmował nad nią kontrolę. Niedoczekanie!
  Zauważyła, że korytarz się kończy. U jego kresu ujrzała coś na kształt szyby. Nie była ona jednak przezroczysta, wyglądała trochę jak lód. Lekko przyspieszyła, po czym gwałtownie się zatrzymała. W cieniu siedziała zakapturzona postać. Nie zauważyła jej wcześniej.
  Postać zaczęła się śmiać. Nie był to jednak jakiś złowieszczy chichot, ale całkiem przyjacielski śmiech. Serena przyjęła postawę bojową.
  - No, no - usłyszała męski głos - Nie miałem pojęcia, że jeszcze kiedykolwiek tu wrócisz, Upadły Aniele.

  - Mam jakieś złe przeczucia - martwiła się Sho.
  - To był twój pomysł, żeby iść ze mną - mruknął Laxus.
  - Wieeem, ale...
  - Nie martw się. Serena to duża dziewczynka, da sobie radę. Jeśli w walce jest tak mocna jak w gębie, to nie powinna mieć żadnego problemu z wrogami.
  - Obyś się nie mylił.

Strony